Jako że tydzień upłynął pod znakiem schematycznych rozmów o pracę i sztucznych uśmiechów, przy weekendzie w końcu wyskoczyłyśmy ze szpilek i na luzie rozprostowałyśmy kości.
Najpierw podpatrzyłyśmy kilka ruchów u miejscowych, a poźniej same przystąpiłyśmy do działania.
Krótka rozgrzewka, gotowe do startu, start!
Każda rzeka ma dwa brzegi, to w sam raz na dwa dni spaceru :)
Pierwszego dnia dałyśmy się ponieść tłumom i idąc wzdłuż rzeki Huangpu podziwałysmy Bund.
Nie potrzebowałyśmy przewodnika, żeby zorientować się, że to teren dawnej koncesji brytyjskiej.
Monumentalne budowle, w których dziś mieszczą się największe banki i najbardziej ekskluzywne butiki,
nawiązują swoją stylistyką do ulic Londynu. Można znaleźć wśród nich nawet chiński odpowiednik Big Bena - Big Ching
To wszystko jednak łatwo przeoczyć, gdyż wchodząc na nadrzeczny deptak wzrok przyciągają roziskrzone wieżowce na drugim brzegu. Spektakl świateł i neonów funduje nam Pudong - biznesowa dzielnica Szanghaju.
Żeby nie poprzestać na jednej perspektywie, kolejnego dnia wybrałyśmy się na drugą stronę rzeki. Dzięki temu zobaczyłyśmy część Pudongu z bliska. Mimo, że w oczach tubylców nie należymy do najniższych, przy absurdalnie wysokich wieżowcach poczułyśmy się naprawdę maleńkie:)
Jednak zgodny opad szczeny nastąpił, gdy od strony Pudongu spojrzałyśmy na z bliska niepozorny Bund.
Słów zabrakło i nawet zdjęcia nie są w stanie oddać magii tego miejsca.
Cholera, dobrze trafiłyśmy!
PAM! :)