środa, 31 lipca 2013

"This is the end. Hold your breath and count to ten ... "

9 miesięcy temu nieświadome tego co nas czeka wylądowałyśmy w 23milionowym mieście Szanghaj. Bez pracy, bez mieszkania, bez znajomości języka i ludzi, z tygodniową rezerwacją w przypadkowym hotelu. Co nas tu przywiało? Same do końca nie wiedziałyśmy. Wiedziałyśmy tylko, że jeśli gdzieś wyjeżdżać, to daleko! Rzuciłyśmy prace, zawiesiłyśmy studia, pożegnałyśmy rodzinę i przyjaciół i ruszyłyśmy w nieznane. Zasada "więcej szczęścia niż rozumu" towarzyszyła nam od początku i towarzyszy do dzisiaj. Ale dzięki temu udowodniłyśmy sobie i chyba co najmniej kilku innym osobom, że nie ma rzeczy niemożliwych - wystarczy odrobina odwagi, trochę szaleństwa w głowie, kilka konkretnych decyzji podjętych w odpowiednim towarzystwie i świat stoi otworem.


Przez ten rok wszystko w naszym życiu było inne niż dotąd. Począwszy od jedzenia, przez ludzi i ich zupełnie inny sposób rozumowania i bycia, po nasz sposób zarabiania na życie. Odkrywałyśmy siebie i nasze ukryte talenty ucząc angielskiego chińskie kilkulatki. Ku naszemu zaskoczeniu okazało się to być całkiem przyjemne. A żegnając się z dziećmi i ich rodzicami niejedna łezka zakręciła się w oku.





Zwykle jest tak, że gdy spotka nas cos niecodziennego dzielimy sie tym z kilkoma znajomymi osobami, po czym wracamy do swojego normalnego życia i codziennych zajec. Tutaj tych zaskoczeń było tak wiele, że w końcu zaskoczenie stało sie normą. To sprawiło, że ten rok był tak niezwykły i zarazem trudny do opowiedzenia. 

Koniec przygody z Szanghajem nie oznacza że wracamy do Polski. Jak wiadomo apetyt rośnie w miarę jedzenia ...



Paula Ania Maja

wtorek, 9 lipca 2013

czasorozrywacze


Jako, że na wycieczkach świat się nie kończy, dziś parę słów o tym, co fajnego można robić w samym Szanghaju. Opcji jest wiele i na każdą kieszeń coś się znajdzie.

Opcja pierwsza – Ladies nights! (cena: ok. 60RMB za taksę w dwie strony, dzielone na ilość osób)

W wielu tutejszych knajpach, w różne dni tygodnia można się załapać na darmowe, nieograniczone drinki dla płci pięknej (wstęp też za free). Pozwala to wiele zaoszczędzić, bo zwykle za piwo płaci się 50-60 RMB (rozbój w biały dzień!). Najlepsze imprezy i najwięcej knajp jest w Koncesji Francuskiej, gdzie uderzają tłumy obcokrajowców.

są drinki, jest radocha

drink - bottle - try again

Opcja druga – KTV (cena: ok. 60RMB za godzinę 'darcia ryja', dzielone na ilość ryjków)

Rozrywka ta uwielbiana jest przez naród chiński, który potrafi od wczesnych godzin porannych do późnych godzin nocnych wyć do słońca i księżyca. KTV przypomina nasze karaoke, ale zamiast publicznych występów (i niejednokrotnie upokorzeń ;)), czynu dokonuje się w małych, zamkniętych i dźwiękoszczelnych pokojach, w towarzystwie znajomych i tylko ich. W nowszych KTV wybór piosenek jest całkiem spory i nie ogranicza się jedynie do chińskich serenad. Pomimo nikłego profesjonalizmu wykonań, ta wersja karaoke znajduje się na szczycie listy naszych czasorozrywaczy. Nie pogardziłybyśmy polskim KTV od czasu do czasu ;)

welcome to KTV
splendor
pierwsze KTV w chińskim towarzystwie


Opcja trzecia – Dapuqiao vel Tianzifang (cena: wejście darmowe, reszta bardzo zmienna w zależności od okoliczności, nawet od 30RMB za piwo)

Klimatyczny - aczkolwiek bardzo mało chiński - zakątek miasta, z wąskimi uliczkami, galeriami, małymi sklepikami i knajpkami, tętniący życiem o każdej porze dnia. Wiele ciekawych miejscówek, w których można zjeść, wypić i pogadać. Każdy z lokali czymś się wyróżnia, w bardzo wielu można posiedzieć na dachach lub tarasach. Podoba się nam tam! :)

w poszukiwaniu piwa...
... mission completed!
miś na piwo prosi dziś!

Opcja czwarta – masaż (cena: od 50RMB za 2h w superpromocji)

Idealny sposób na relaks po tygodniu ciężkiej pracy. Na każdym kroku można spotkać 'salony' masażu; dla lokalsów wizyta w jednym z nich zdaje się czymś bardzo zwyczajnym. Nie jest to bynajmniej rzecz zarezerwowana dla zamożniejszych osób.

tam gdzie masują


Opcja piąta – oceanarium (cena: 160RMB za wejściówkę)

Chociaż na bilet trzeba się wykosztować, to jednak warto. Trzy piętra pełne różnorodnych, bardziej i mniej znanych wodnych dziwadeł (płaszczek, ryb pił, meduz, pingwinów, szarków albinosów i wieeelu, wielu innych) tworzą wspaniały, podwodny świat, który odkrywa się z przyjemnością. Całość jest sprytnie podzielona według kontynentów, a szczególną atrakcją jest długi na 150m przeszklony tunel, w którym można stanąć twarzą w twarz z niejednym rekinem i innym żółwiem. Nas również zahipnotyzowały akwaria pełne psychodelicznych meduz, ale nie było chyba zakątka gdzie nudziłybyśmy się choćby przez chwilę. High recommendation :)


fish spa

oko w oko z rybą
smile :)
akwarium nawet nad ruchomymi schodami
foka w kole ratunkowym
I cała sesja z meduzami...






najbrzydsza ryba świata
dłuuuuuuuuuugie tunelo - akwarium
pozdrowienia z Egiptu ;) - sklepik z pamiątkami przy oceanarium

Opcja szósta – Shanghai Circus World (cena: od 120RMB za wejściówkę, my szarpnęłyśmy się na bilet z lepszym widokiem za 200RMB)

'Era – intersection of time' czyli przedstawienie, na którym byłyśmy, to 1.5h niesamowitych akrobacji i pokazów kaskaderskich totalnie zapierających dech w piersiach i przeczących prawom fizyki. Całe show było dopracowane w każdym szczególe jeśli chodzi o część wizualną, a muzyka na żywo potęgowała doznania. Kolejny raz Chińczycy udowodnili nam, że mało w życiu jeszcze widziałyśmy :)
Poniżej kilka zdjęć z pokazów, które niestety nie oddają towarzyszących im emocji .






A w Szanghaju lato w pełni – stopniowo rozpuszczamy się w temperaturze dochodzącej do 39 i nie spadającej poniżej 30 stopni. Powoli żegnamy się z miastem i poszerzamy horyzonty, bo okazuje się, że dalej się jeszcze da!

Paula, Anka i Maja czyli
PAM