Z nadejściem chińskiego Nowego Roku dostał nam się w pracy gratisowy tydzień wolnego. Wystraszone wszechobecnym hukiem petard, spakowałyśmy plecaki i wyruszyłyśmy w góry - Żółte Góry. Razem z nami zabrała się Mary, koleżanka z pracy Pauli. Bazą wypadową było małe jak na chińskie możliwości miasto Huangshan (ok.150 tys. huangshanczyków). Nasz hostel (pomijając incydent deszczu w pokoju) okazał się bardzo przyjaznym miejscem, do tego miał całkiem korzystną lokalizację zaraz przy głównej - i w zasadzie jedynej - atrakcji miasta Starej Ulicy Tunxi. Miałyśmy jednak przeczucie, że coś nas w tym mieście jeszcze zachwyci! I rzeczywiście - spacerując w tę i we w tę przypadkiem natrafiłyśmy na przeuroczą kawiarnię. Jeszcze ciepłe domowe ciasta, pyszna kawa, wygodne kanapy i do tego POLSKIE plakaty na ścianach na tyle nas urzekły, że nie skończyło się na jednej wizycie. I nawet zostawiłyśmy tam na ścianie nasze polaroidowe zdjęcie. Gdyby ktoś był w okolicy, niech wejdzie i sprawdzi, czy dalej wisimy ;)
|
Urozmaicenie zimnych wieczorów - gry i zabawy towarzyskie ;) |
No to teraz o górach. Żółte Góry uważane są za jedne z najpiękniejszych na świecie. Nam niestety nie było dane do końca tego zobaczyć - bardzo gęsta mgła skutecznie to uniemożliwiała, a oprócz tego tworzyła klimat niczym z Mordoru.Chińczycy jak zwykle nas zaskoczyli i zamiast szlaków, do których przyzwyczaiły nas polskie góry, zastały nas milion schodków, barierek, sprzątaczy na szlaku, a nawet zorganizowana firma transportowa nosząca turystów ze słabszą kondycją ;)
|
Widoki z kolejki |
|
Góry Żółte z nazwy |
|
Opcja dla leniwych |
|
Polewka z Chińczyków ;) |
|
Ania 40 lat później |
|
Noworoczne dekoracje nawet na szlaku |
Niektórzy mieli słabą kondycję, inni mieli buty na obcasie, krótkie spódnice, tablety i parówki na patyku w rękach. Dla nich 4 egzotyczne stwory (czyli MY!) stanowiły ewidentnie większą atrakcję niż jakieś tam góry.
Byłyśmy dumne z naszej Filipińskiej koleżanki, która mimo, że nie przywykła do takich temperatur i takich eskapad, dzielnie i z uśmiechem na twarzy maszerowała bez narzekania.
Z nadzieją na zobaczenie wschodu słońca, zdecydowałyśmy się spędzić 1 DROGĄ noc na szczycie góry. Niestety z braku zachodu nie fatygowałyśmy się na wstanie na wschód ;) Mimo tego, że widoczność była słaba, całkiem nieźle było pochodzić po górach, powdychać świeże powietrze i przypomnieć sobie klimat wędrówki z plecakiem. Rzadkie prześwity przez mgłę dały nam pojęcie o pięknie tego miejsca i zostrzyły apetyt na więcej.
|
Znajdź głowy węża, żółwia i cieknący nos! |
|
MGŁA (Mordor!) |
|
PÓŁMGŁA (i krzywa sosna) |
|
PRZEŚWIT! |
|
Kłódka na szczycie góry jako uniwersalny dowód miłości ;) |
Trochę wiejskiego klimatu zaczerpnęłyśmy w dwóch pobliskich wioskach - Hongcun i Xidi. Ze względu na swoją zabytkową architekturę, zostały one wpisane na listę UNESCO. Architektura architekturą (nie żebyśmy lekceważyły!), jednak prawdziwy klimat tych miejsc tworzą mieszkańcy, którzy pomimo tłumu turystów, muszą tam normalnie żyć i funkcjonować. Zaskoczeniem dla nas było wszechobecne mięso w przeróżnych formach i postaciach (i wcale nie mamy na myśli chińskich "przystojniaków"! ;) )
|
Hongcun |
Życie codzienne
Mięso, mięso, wszędzie mięso!!!!
|
Paula i nie-mięso ;) |
|
egzamin z chińskiego w zabytkowej wiejskiej szkole |
Planowanie, wertowanie map i forów podróżniczych, a potem odnajdowanie się na miejscu, gdzie nikt nie mówi po angielsku i radzenie sobie z chińską (des)organizacją, uświadomiły nam jak wielkim wyzwaniem jest podróżowanie po tym kraju. Ale takie wyzwania to my lubimy - CHALLENGE ACCEPTED!! :) :)
PAM
P.S. Poter - czekamy na Was!! :)