wtorek, 24 września 2013

My vs. Rinjani - 1:0

Wulkan Rinjani budził w nas różne emocje od wielu miesięcy. Z jednej strony byłyśmy bardzo podekscytowane trekkingiem, ale z drugiej strony wyczerpująca trasa prowadząca na sam szczyt przerażała nas. W końcu jednak przyszedł czas na zmierzenie się z wulkanem - i ze sobą! Jeszcze w Kucie na Lomboku wykupiłyśmy trekking (jedyna legalna możliwość wejścia na wulkan). Wybrałyśmy opcję niskobudżetową za 1 100 000 Rp (ok. 350 zł), co obejmowało transport z Kuty do Senaru, 1 nocleg przed wyprawą, 3 dni i 2 noce w górach, przewodnika oraz tragarzy niosących sprzęt, jedzenie, a także odtransportowanie na wyspy Gili. Towarzystwo i niezapomniane przeżycia były bezcenne! :)

nasz główny przewodnik - Anton :)
jeden z tragarzy z ekwipunkiem
(i w "odpowiednim" obuwiu)


Dzień 1.

Razem z 2 lokalnymi przewodnikami, tragarzami i 10 innymi osobami (głównie młodzi ludzie z różnych części Europy) wyruszamy na szlak o 7.30. Początkowo droga prowadzi przez zacienioną dżunglę, dzięki czemu nie idzie się jeszcze tak źle. Przed południem zatrzymujemy się na lunch, a podczas postoju nasza grupa szybko się integruje i tworzy się bardzo fajna atmosfera, która towarzyszy nam do ostatniego dnia. Po lunchu robi się trochę trudniej - wychodzimy z dżungli i zaczyna się strome podejście po osłonecznionym zboczu góry. I tak już jest do końca tego dnia. Ok. 17 docieramy do pierwszej bazy noclegowej na zboczu krateru, a widok wynagradza nam trud długiej wspinaczki. Dzień kończy się cudownym zachodem słońca i wspólną kolacją przy świecach w prowizorycznych warunkach (jest baaaaaaaardzo zimno!).

przystanek w dżungli
przygotowywanie posiłku


głodni i już trochę zmęczeni
nasze obozowisko z widokiem na ...
... mały wulkan i jezioro
zachód słońca w chmurach
z widokiem na wulkan Agung

Dzień 2. 

Pobudka przed 7 rano, następnie pożywne śniadanie (banany w przeróżnych postaciach) i ruszamy! Tym razem w dół, 2 godziny po stromej i kamienistej drodze, w stronę jeziora i naturalnych gorących źródeł. Jest to dla nas pierwsza (i ostatnia) okazja do zmycia z siebie grubej warstwy brudu. Po tym relaksie czeka nas jeszcze lunch nad jeziorem i w drogę. Przez chwilę idziemy niczym po bieszczadzkich połoninach, ale później zaczyna się ciężka wspinaczka po skałach. Na szczęście na dość częstych postojach nasza grupa dba o dobry humor ogółu, dzięki temu bezboleśnie docieramy pod sam szczyt Rinjani do naszej drugiej bazy noclegowej. Znów zachwycamy się nieziemskim zachodem słońca z widokiem na balijski wulkan Agung i z niepokojem patrzymy na to co nas czeka następnego dnia.

w stronę jeziora
i już nad jeziorem ;)
gorące źródła
obozowisko z widokiem na szczyt
to gdzie w końcu idziemy?!
i znów piękny zachód w chmurach ... 
... ECH!
taaaakie jesteśmy szczęśliwe!!!! :)

Dzień 3. 

Dzień zaczyna się tak wcześnie, jak chyba żaden inny do tej pory! Pobudka o 2 w nocy, wyruszamy o 2.30 i czeka nas mordercza droga na szczyt. Najpierw piach, pył i kamienie, później kawałek całkiem znośną drogą po grzbiecie góry. Widoki są przy tym nieziemskie: w oddali Agung na Bali, uśpione wysepki Gili, księżyc odbijający się w płaskiej tafli jeziora w kraterze, wszystko to otoczone białymi puchatymi chmurami. I nawet latarki nie są konieczne, bo księżyc w pełni wystarczająco oświetla nam drogę. Magia! Jednak ostatni odcinek to totalna mordęga - 2 kroki do góry, 1 w dół po osuwających się kamieniach i pyle wulkanicznym. Na wschód słońca dochodzimy umęczeni i zmarznięci, ale najszczęśliwsi na świecie! Widoki z 3726 m.n.p.m. (póki co najwyższy punkt na jaki się wspięłyśmy) zapierają dech w piersiach. Kolejny raz umieramy ze szczęścia, jesteśmy z siebie bardzo dumne! :)
Później już w miarę sprawnie w tumanie kurzu maszerujemy w dół. Zjadamy śniadanie w namiocie (bez banana nie ma śniadania!) i rozpoczynamy kilkugodzinne zejście do Sembalu. Droga znowu prowadzi stromo w dół i jakby emocji nam było jeszcze mało, musimy szybko przebiec przez sam środek palących się suchych łąk, bo to jedyny szlak wiodący do wioski! Na szczęście wszyscy bezpiecznie docieramy do celu. Cali brudni, zmęczeni, ale naładowani pozytywną energią kończymy naszą przygodę z Rinjani. WE DID IT! :)

Szczyt zdobyty!
(na dowód dla Crona :) )
widok ze szczytu i padający cień Rinjani
3726 m.n.p.m - co to dla nas! :)
witamy nowy dzień

najgorsze z możliwych podejść
na sam szczyt
już po wszystkim - ekipa na szczęście w komplecie ;)

Po wszystkim z częścią naszej ekipy udałyśmy się na zasłużony relaks na rajskich wyspach Gili. Niedługo relacja z kolejną porcją zdjęć niebiańskich plaż.

Przesyłamy trochę ciepła jesiennej Polsce! :)

Paula & Ania

7 komentarzy:

  1. WOWWWW!!! brak mi słów!!! SPLENDOR!!! im dalej tym większy!!!!
    WOWWWWWWWWWWWWWWW!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!

    OdpowiedzUsuń
  2. mhm, ja też widziałam takie chmurki! z samolotu :P

    OdpowiedzUsuń
  3. Hej, jak sie nazywala firma trekkingowa z ktora tam wyruszylyscie/?

    OdpowiedzUsuń
  4. Hej! my szłyśmy z Rinjani Lombok Trecking (081 836 137 5 albo 081 757 197 11). ale jest wiele firm, które organizują takie wyprawy i chyba najlepiej (najtaniej) załatwiać to już bezpośrednio na miejscu, w Senaru

    OdpowiedzUsuń